piątek, 5 grudnia 2014

6 grudnia 2014 - Sobota


CZYTANIA 

(Iz 30,19-21.23-26)
To mówi Pan Bóg, Święty Izraela: Zaiste, o ludu, który zamieszkujesz Syjon w Jerozolimie, nie będziesz gorzko płakał. Rychło okaże ci On łaskę na głos twojej prośby. Ledwie usłyszy, odpowie ci. Choćby ci dał Pan chleb ucisku i wodę utrapienia, twój Nauczyciel już nie odstąpi, ale oczy twoje patrzeć będą na twego Mistrza. Twoje uszy usłyszą słowa rozlegające się za tobą: To jest droga, idźcie nią!, gdybyś zboczył na prawo lub na lewo. On użyczy deszczu na twoje zboże, którym obsiejesz rolę, a chleb z urodzajów gleby będzie soczysty i pożywny. Twoja trzoda będzie się pasła w owym czasie na rozległych łąkach. Woły i osły obrabiające rolę żreć będą paszę dobrze przyprawioną, która została przewiana opałką i siedlaczką. Przyjdzie do tego, iż po wszystkich wysokich górach i po wszystkich wzniesionych pagórkach znajdą się strumienie płynących wód na czas wielkiej rzezi, gdy upadną warownie. Wówczas światło księżyca będzie jak światło słoneczne, a światło słońca stanie się siedmiokrotne, jakby światło siedmiu dni - w dniu, gdy Pan opatrzy rany swego ludu i uleczy jego sińce po razach.

(Ps 147,1-2.3-4.5-6) 
REFREN: Szczęśliwi wszyscy, co ufają Panu

Chwalcie Pana, bo dobrze jest śpiewać psalmy Bogu,
słodko jest Go wychwalać.
Pan buduje Jeruzalem,
gromadzi rozproszonych z Izraela.

On leczy złamanych na duchu
i przewiązuje im rany.
On liczy wszystkie gwiazdy
i każdej nadaje imię.
  
Nasz Pan jest wielki i potężny,
a Jego mądrość niewypowiedziana.
Pan dźwiga pokornych,
karki grzeszników zgina do ziemi.

(Iz 33,22)
Pan naszym sędzią, Pan naszym prawodawcą, Pan naszym królem, On nas zbawi.

(Mt 9,35-10,1.6-8)
Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości. A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Wtedy przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości. Tych to Dwunastu wysłał Jezus, dając im następujące wskazania: Nie idźcie do pogan i nie wstępujcie do żadnego miasta samarytańskiego! Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela. Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy! Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie!

ROZWAŻANIE
 
Wtedy poznacie, że Ja jestem. fot. Marta Kiela-Czarnik

"Rychło okaże ci On łaskę na głos twojej prośby. Ledwie usłyszy, odpowie ci. Choćby ci dał Pan chleb ucisku i wodę utrapienia, twój Nauczyciel już nie odstąpi, ale oczy twoje patrzeć będą na twego Mistrza."

Słowa te są mi bardzo bliskie. Ostatni rok był dla mnie czasem cierpienia fizycznego, niepewności i smutku. Choroba kręgosłupa tak bardzo się nasiliła, że wyłączyła mnie prawie ze wszystkich moich aktywności. Nawet bycie mamą stało się okropnym trudem. Myśl o tym, że trzeba będzie podnieść garnek, by ugotować zupę, czy obrać jarzyny, nie mówiąc już o zrobieniu zakupów wywoływała we mnie lęk, smutek i poczucie osamotnienia. Właściwie prosiłam jedynie, bym dała radę służyć mojej rodzinie.

Trwało to bardzo długo i w tak wielu źródłach szukałam pomocy, że nadzieja umierała we mnie. Często pragnęłam skończyć zupełnie moje życie.

W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że nie proszę Boga o pomoc. I wtedy z inspiracji zaprzyjaźnionej mamy podjęłam modlitwę w intencji mojego uzdrowienia. Była to modlitwa różańcowa. Pragnęłam, by Maryja modliła się ze mną, bo sama czułam się bezsilna. Pamiętam dokładnie pewien moment, gdy w czasie rozważania jednej z  tajemnic życia Jezusa, usłyszałam wewnętrzny głos: Chociażbym cię uzdrowił, nie uwierzysz. Zaczęłam wewnętrznie krzyczeć: Uwierzę, Jezu. Ale głęboko w środku zrozumiałam, że taka właśnie jest moja wiara. Od tego czasu coraz częściej intencją mojej modlitwy była prośba o wiarę. Codziennie rozważałam fragmenty Ewangelii, w których Jezus uzdrawia ludzi i wciąż natykałam się na słowo "wiara". Pytałam Boga nieustannie, co to jest wiara.

Trwanie przy Jezusie w tajemnicach Jego życia, poznawanie Go, pokochanie Go sprawiło, że otworzyłam się na Jego działanie. A On budował we mnie wiarę. Poprzez spotykanie Go powierzałam Mu się więcej i więcej, rosła we mnie ufność. Poznałam, że Bóg jest dobry i kocha mnie i uwierzyłam w to bezgranicznie.

Cierpienie trwało wciąż, a we mnie rósł pokój i ufność. Nie moją mocą i zdolnościami, ale poprzez wiarę Bóg sam za mnie wszystkiego dokonywał. Czułam się jak uschła gałąź, która pozwoliła, by Bóg wziął ją w Swoje ręce, schował głęboko za pazuchę i ogrzewał. Czułam, że nic nie wypływa ze mnie, bo jestem uschła i martwa, ale On przygarnął mnie, zobaczył we mnie dobro, pokochał. Jego bliskość tchnęła we mnie na nowo życie.

W tym czasie ucisku Bóg ukazał mi mój grzech, szczególnie grzech nieprzebaczenia, egoizmu. Uwolnił mnie od całego bagażu, który niosłam ze sobą jeszcze z mojego dzieciństwa. Bóg rozluźniał więzy, które mnie krępowały krok po kroku. A ja czułam to nie tylko w moim wnętrzu, ale również w moim ciele. Wcześniej zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, że jestem jak paralityk, że moje skrępowania i choroby fizyczne są tak bardzo powiązane z chorobą mojej duszy. Bardzo długo nosiłam w swoim ciele napięcia i bóle, które nie wiadomo czemu powracały i nie chciały odejść. 
Aż wreszcie zdarzył się moment, w którym najbardziej doświadczyłam słów, że Bóg przychodzi i uwalnia, uzdrawia, daje nowe życie.

W czasie rekolekcji Bóg dał mi ponownie poznać mój grzech nieprzebaczenia wobec mojej teściowej i sióstr męża. Było to trudne doświadczenie. Zrozumiałam, że sama nie dam rady przebaczyć, że czuję się bardzo skrzywdzona w relacjach z nimi. W czasie  jednej z modlitw uzdrowienia, w której brałam udział, Bóg rozerwał więzy, napełnił mnie tak wielką miłością, że stałam się zdolna przebaczyć, a właściwie miałam poczucie, że On przebaczył za mnie. Niesamowite było to, że wraz z tym wewnętrznym uzdrowieniem Bóg uzdrowił moje ciało! Od czasu tej modlitwy nastąpiła ogromna poprawa mojego zdrowia! Mogę ruszać szyją, mogę tańczyć, mogę pochylać głowę i oddawać w ten sposób pokłon Jemu w Najświętszym Sakramencie! Mogę wreszcie bawić się z dziećmi, wycinać, rysować, pochylać się wspólnie z nimi nad książką! Łzy mam w oczach i wdzięczność w sercu!

Poprzez cierpienie Bóg pociągnął mnie do siebie. Dziwnie może to zabrzmi, ale jestem wdzięczna za każdą chwilę tego trudu. Zrozumiałam tak wiele. Wcześniej żyłam w ciemności.

Bóg dokonał wszystkiego w Swój delikatny sposób. On najlepiej wiedział, co należy uzdrawiać!​

Marta Kiela-Czarnik
(Fotograf. Żona Michała, mama Zuzanki, Anulki i Franka)



5 grudnia 2014 - Piątek

CZYTANIA

(Iz 29, 17-24)
To mówi Pan Bóg: Czyż nie w krótkim już czasie Liban zamieni się w ogród, a ogród za bór zostanie uznany? W ów dzień głusi usłyszą słowa księgi, a oczy niewidomych, wolne od mroku i od ciemności, będą widzieć. Pokorni wzmogą swą radość w Panu, i najubożsi rozweselą się w Świętym Izraela, bo nie stanie ciemięzcy, z szydercą koniec będzie, i wycięci będą wszyscy, co za złem gonią: którzy słowem przywodzą drugiego do grzechu, którzy w bramie stawiają sidła na sędziów i odprawiają sprawiedliwego z niczym. Dlatego tak mówi Pan, Bóg domu Jakuba, który odkupił Abrahama: Odtąd Jakub nie będzie się rumienił ani oblicze jego już nie przyblednie, bo gdy ujrzy swe dzieci, dzieło mych rąk, wśród siebie, ogłosi imię moje jako święte. Wtedy czcić będą Świętego Jakubowego i z bojaźnią szanować Boga Izraela. Duchem zbłąkani poznają mądrość, a szemrzący zdobędą pouczenie.

(Ps 27,1.4.13-14)
REFREN: Pan moim światłem i zbawieniem moim

Pan moim światłem i zbawieniem moim,
kogo miałbym się lękać?
Pan obrońcą mego życia,
przed kim miałbym czuć trwogę?


O jedno tylko proszę Pana, o to zabiegam,
żebym mógł zawsze przebywać w Jego domu
przez wszystkie dni życia,
Abym kosztował słodyczy Pana,
stale się radował Jego świątynią.


Wierzę, że będę oglądał dobra Pana
w krainie żyjących.
Oczekuj Pana, bądź mężny,
nabierz odwagi i oczekuj Pana.


Oto nasz Pan przyjdzie z mocą i oświeci oczy sług swoich.

(Mt 9,27-31)
Gdy Jezus przychodził, szli za Nim dwaj niewidomi którzy wołali głośno: Ulituj się nad nami, Synu Dawida! Gdy wszedł do domu, niewidomi przystąpili do Niego, a Jezus ich zapytał: Wierzycie, że mogę to uczynić? Oni odpowiedzieli Mu: Tak, Panie! Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc: Według wiary waszej niech wam się stanie! I otworzyły się ich oczy, a Jezus surowo im przykazał: Uważajcie, niech się nikt o tym nie dowie! Oni jednak, skoro tylko wyszli, roznieśli wieść o Nim po całej tamtejszej okolicy.


ROZWAŻANIE 1
 
Moje macierzyństwo, od kiedy zaczeliśmy się starać o pierwsze dziecko, jest mocno naznaczone czekaniem - na poczęcie dziecka. To czekanie wydawało mi się zawsze straszne - niepewne, zbyt długie, bez sensu, bez widocznego końca. Bo przecież tego, kiedy Pan Bóg wkroczy do akcji, nie da się przewidzieć ani skontrolować po swojemu. Dwa razy Pan Bóg odpowiedział na nasze pragnienia i mamy dwoje cudownych dzieci. Teraz znów czekamy i to kolejne przedłużające się czekanie bez żadnego horyzontu, na nowo jest próbą dla mnie, dla naszego małżeństwa, naszej rodziny i różnych naszych relacji. Przedłużające się czekanie, często pojawia się w Ewangelii jako równoważnik próby (panny roztropne i głupie, sługa wierny i niewierny itd.) – czy to jest właśnie ta nasza próba?

Ten obraz z Ewangelii zawsze bardzo mnie poruszał – dwóch niewidomych idzie za Jezusem (jak oni to w ogóle robili? szli za Jego głosem? po omacku? ktoś ich prowadził?) i wydają mi się oni tacy bezbronni, bezradni, słabi, dwóch biedaków się dobrało.. bardzo wzruszające. Nie prosili nawet o uzdrowienie, prosili o zmiłowanie, o miłość. A Pan Jezus, dziwne, choć pewnie słyszał, że idą za nim, nie zatrzymał się i nie rozmawiał z nimi na drodze. Doszedł aż do domu i dopiero tam się z nimi spotkał. Przeżyli z Jego woli przedłużające się czekanie, czyż nie? A kiedy w końcu przyszli do Jezusa, On ich zapytał o ich wiarę i powiedział: "Według wiary waszej niech wam się stanie! I otworzyły się ich oczy”. I pierwszym co zobaczyli musiał być ON.

Mam wrażenie, że skądś to znam... dwaj niewidomi, bezbronni, bezradni, słabi.. – ja i mój maż...? W ciagu tych wszystkich lat wiele razy modliłam się dokładnie słowami dwóch niewidomych z Ewangelii: „Ulituj się nad nami, Synu Dawida!” Takie wołanie z głębi zrozpaczonego serca – nie o rozwiązanie problemu, nie o uzdrowienie, ale o ratunek samego Boga, o Jego miłość, która goi wszelkie rany. Jestem pewna, że nasze „przedłużające się czekanie” było i jest naszą drogą za Jezusem i do Jezusa. Próbą naszej wiary, miłości, ufności. Były okresy ostrej walki o przetrwanie duchowe, były okresy wielkiej ufności i uwielbienia mimo wszystko, były też momenty, kiedy zły duch próbował wykorzystać naszą sytuację, by oddalić mnie od Pana Boga i wmówić mi różne okropieństwa...

Gdy dziś Jezus pyta mnie „Wierzysz, że mogę to uczynić?” krzyczę z całego serca: "Tak, Panie!". Wiem, że Jego zmiłowanie otwiera moje oczy po pierwsze – na NIEGO. Na Jego nieskończoną Miłość, na to jak jestem obdarowana, jakiego mam wspaniałego męża, najkochańsze dzieci. Otwiera mnie na macierzyństwo duchowe, na inne możliwości, takie jak adopcja. Otwiera mnie przede wszystkim na to, co On sam chce mi dać, a nie na to, co mi się wydaje dla mnie najlepsze.
Przez cały ten czas  towarzyszył mi jeszcze jeden fragment, z listu do Efezjan:" Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy,  Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokolenia wieku wieków! Amen.” Bóg może uczynić nieskończenie wiecej niż proszę czy rozumiem, wystarczy tylko Mu pozwolić, by Jego moc działała we mnie, szok!

I jeszcze kilka zdań do dzisiejszego pierwszego czytania: "Odtąd Jakub nie będzie się rumienił ani oblicze jego już nie przyblednie, bo gdy ujrzy swe dzieci, dzieło mych rąk, wśród siebie, ogłosi imię moje jako święte.” Drugi wątek, który mocno przeżywam - że nasze dzieci są w pierwszej kolejności dziećmi samego Boga – wszechmocnego, kochającego, najczulszego i najbliższego! Że każde z nich jest jedyne, wyjątkowe, jest, ba!, dziełem Jego rąk, stworzone z miłością w najdrobniejszym szczególe. Ta perspektywa przynosi mi dużą ulgę jako matce. Pan Bóg też się martwi o moje dzieci, uznał nas za godnych bycia rodzicami Jego „dzieł”, troszczy się o nie nieskończenie doskonalej niż ja, każdy włos na ich głowie jest policzony. Jeśli moje dzieci mają takiego Ojca w Niebie, to ufff , jesteśmy uratowani.
 
Często my rodzice bardzo duzo wysiłku wkładamy w to, żeby nasze dzieci dobrze wychować, mądrze ukształtować, czegoś ich nauczyć, przygotować do dorosłości, języki, zajęcia dodatkowe itp itd. Ostatnio mocno dotrało do mnie, że tak naprawdę marzyłabym o tym, żeby moje dzieci były święte, po śmierci – w Niebie. Niekoniecznie zaradne, wykształcone, wielojęzyczne, bogate, tere fere... Jestem pewna, że jedyną gwarancją ich dobrego i szczęśliwego życia, jest bycie blisko Pana Boga, bo tylko z Nim będą potrafili przejść przez cierpienia i próby, które na każde z nich w życiu czekają (nawet wolę o tym nie mysleć). To jakoś zmienia perspektywę i stawia pytanie o moją relację z Panem Bogiem. Jak pokazać Go dzieciom (nie tylko werbalnie, ale swoim życiem) – jako przyjaciela, z którym one też się zaprzyjaźnią? Myślę, że tu możliwości rodziców też są ograniczone i nawet najlepszy przykład nie zawsze działa. Więc gorąco proszę Pana o łaskę wiary dla moich dzieci, bo co wiecej mogę zrobić.

A na koniec moich długaśnych wywodów jeszcze fragmencik psalmu:
"Oczekuj Pana, bądź mężny,
nabierz odwagi i oczekuj Pana."
"Oto nasz Pan przyjdzie z mocą i oświeci oczy sług swoich.”
Kochane Mamy, życzę z całego serca Wam i sobie: bądźmy mężne, nabierzmy odwagi i wytrwale oczekujmy Pana, we wszystkich naszych sprawach i troskach, które się przedłużają i wydają się bez sensu. Niech sam Bóg do nich przyjdzie z mocą, otworzy nasze oczy na siebie samego i  uczyni nieskończenie więcej niż prosimy czy rozumiemy. Amen!

Monika 
(Od 7 lat żona Jacka, mama Gabrysi (5) i Tomka (2,5). Od 5 lat w ruchu duchowości małżenskiej Equipes Notre Dame. Mieszka w Beskidzie Sądeckim.)



ROZWAŻANIE 2

Moje dzieci sa dziełem Boga i Jego własnością. Jednocześnie, przez swój stan bycia dziećmi, są pokorne i ubogie: całkowicie zależne i nic nie posiadają (najwyraźniejsze jest to u niemowląt). 

A ja? Mimo najlepszych chęci i starań, bywam ich ciemiężcą - kiedy mam wobec nich nierealistyczne oczekiwania, przekraczające ich możliwości na dany etap rozwojowy lub dzień; kiedy za ich wybuchami emocji i zagadkowymi zachowaniami nie potrafię dostrzec potrzeb; kiedy te potrzeby ignoruję w imię swoich planów, czy wyczytanych gdzieś koncepcji rodzicielstwa. Bywam szydercą, kiedy, zamiast językiem milości, otwartości, troski, posługuję się językiem przymusu ("musisz", "trzeba", "nie wolno", "natychmiast", "marsz", nie ma dyskusji"), manipulacji (ironia, sarkazm), braku szacunku (czy tak samo zwróciłabym się do osoby dorosłej?).

Synu Dawida, ulituj się nade mną! Otwieraj moje oczy na takie moje zachowania. Otwieraj moje oczy na potrzeby moich dzieci. Uzdrawiaj mnie. Niech w naszej rodzinie zawsze gości radość z Twojego zbawienia. 

Ela Łazarewicz-Wyrzykowska 
(Biblistka. Od dwunastu lat żona Łukasza. Pełnoetatowa mama czteroipółrocznego Teosia, dwuipółrocznej Klary i siedmiotygodniowej Róży. Niegdyś mocno, obecnie nieco luźniej, związana z warszawską wspólnotą Woda Życia. Odnajduje się w Duszpasterstwie Rodzin u ojców dominikanów na ul. Freta w Warszawie.)