sobota, 13 grudnia 2014

14 grudnia 2014 - Trzecia Niedziela Adwentu

CZYTANIA

(Iz 61,1-2a.10-11)

Duch Pana Boga nade mną, bo Pan mnie namaścił. Posłał mnie, by głosić dobrą nowinę ubogim, by opatrywać rany serc złamanych, by zapowiadać wyzwolenie jeńcom i więźniom swobodę; aby obwieszczać rok łaski Pańskiej. Ogromnie się weselę w Panu, dusza moja raduje się w Bogu moim, bo mnie przyodział w szaty zbawienia, okrył mnie płaszczem sprawiedliwości, jak oblubieńca, który wkłada zawój, jak oblubienicę strojną w swe klejnoty. Zaiste, jak ziemia wydaje swe plony, jak ogród rozplenia swe zasiewy, tak Pan Bóg sprawi, że się rozpleni sprawiedliwość i chwalba wobec wszystkich narodów.

(Łk 1,46-50.53-54)

REFREN: Duch mój się raduje w Bogu, Zbawcy moim

Wielbi dusza moja Pana,

i raduje się duch mój w Bogu, Zbawcy moim.

Bo wejrzał na uniżenie swojej służebnicy,

oto bowiem odtąd błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia.

Gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny,

święte jest imię Jego.

A Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenie

nad tymi, co się Go boją.

Głodnych nasycił dobrami,

a bogatych z niczym odprawił.

Ujął się za swoim sługą, Izraelem,

pomny na swe miłosierdzie.

(1 Tes 5,16-24)

Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was. Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie! Wszystko badajcie, a co szlachetne - zachowujcie! Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła. Sam Bóg pokoju niech was całkowicie uświęca, aby nienaruszony duch wasz, dusza i ciało bez zarzutu zachowały się na przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa. Wierny jest Ten, który was wzywa: On też tego dokona.

(Iz 61, 1)
Duch Pański nade mną, posłał mnie głosić dobrą nowinę ubogim.

(J 1,6-8.19-28)

Pojawił się człowiek posłany przez Boga - Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz /posłanym/, aby zaświadczyć o światłości. Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: Kto ty jesteś?, on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: Ja nie jestem Mesjaszem. Zapytali go: Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem? Odrzekł: Nie jestem. Czy ty jesteś prorokiem? Odparł: Nie! Powiedzieli mu więc: Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie? Odpowiedział: Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz. A wysłannicy byli spośród faryzeuszów. I zadawali mu pytania, mówiąc do niego: Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem? Jan im tak odpowiedział: Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała. Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu.

ROZWAŻANIE

Tyle obietnic, tyle dobrych nowin w dzisiejszych czytaniach:

że Duch Pański nade mną,

że mnie przyodział szatami zbawienia,

że okrył płaszczem sprawiedliwości,
wejrzał,
namaścił,
uczynił wielkie rzeczy.


Gdy idę spać tak późno, że wolę nie liczyć ile godzin snu mi zostało, gdy wstaję w nocy do najmłodszego synka, gdy budzę się ciemnym grudniowym rankiem, żeby pomóc starszym rozpocząć dzień, zdążyć na roraty czy do szkoły - On jest przy mnie, namaszcza, okrywa.

I gdy spiętrzają się trudności, dzieci się kłócą, mąż poczuł się dotknięty jakimś zdaniem, a ja przecież wcale nie chciałam go zranić, gdy mimo starań wszystko idzie na opak, gdy czuję się beznadziejną mamą i mam ochotę uciec gdzieś daleko - On jest.

I gdy kłopoty mnie przerastają, gdy wołam, że o mnie chyba zapomniał, a przecież sam wezwał mnie i zaprosił na drogę bycia żoną i mamą, więc mógłby mi teraz pomóc… Nie opuszcza mnie. Ujmuje się za swoim sługą, pomny na swe miłosierdzie.

Dziś przyszedł ze słowem „zawsze się radujcie, w każdym położeniu dziękujcie (…) Wierny jest ten, który Was wzywa.”


Aż mi wstyd, bo czasem obrażam się na Niego lub ulegam panice, zwłaszcza, gdy sprawy się komplikują, a ja mam wrażenie, że wołam w głuchą pustkę, że może lepsi i świętsi są wysłuchiwani, lecz nie ja. Potem odkrywam że trudne sprawy się wyprostowały, chmury i miejskie smogi rozwiał wiatr, kłopoty okazały się drogą ku dojrzewaniu, a ja przyjęłam to jako naturalną kolej rzeczy, a nie zauważyłam w tym ręki Pasterza, który przyodział, namaścił, zatroszczył się o moje spanikowane, małe serce. Znów zapomniałam o dziękczynieniu, a przecież to On pomógł kolejny raz powstać.

A gdy mnie już pocieszył, powiedział: „namaściłem was i posłałem, abyście głosili dobrą nowinę ubogim, opatrywali rany serc złamanych”.

Więc teraz, kochana, czas przestać się użalać, tylko zrobić to, do czego cię zapraszam. Gdy czytam te słowa w kontekście bycia mamą, tak wyraźnie widzę, że dużo łatwiej przychodzi mi głosić dobrą nowinę i opatrywać rany serc złamanych wobec młodszych dzieci przybiegających z płaczem i ufnością, że pomogę. A wobec starszych, przykrywających niekiedy smutek i zniechęcenie burknięciem, złością czy nieprzyjemną uwagą wobec rodzeństwa, jest mi o wiele trudniej. Wtedy mam raczej ochotę strofować, pouczać i napominać. Domagać się natychmiastowego zreflektowania się i poprawy. Dopiero po chwili dociera do mnie, że przecież gdy ja się obrażam lub bezgłośnie krzyczę w niebo, mój Pasterz prowadzi mnie łagodnie, namaszcza, przyodziewa. Daje mi czas. Nie gasi Ducha, przeciwnie wzmacnia i dodaje odwagi.

Cały czas uczę się od Niego jak prowadzić moje dzieci, jak być dla nich pasterzem, jak nie gasić Ducha. I jak, niezależnie od wszystkiego, zawsze się radować i w każdym położeniu dziękować. Także za to, że choć nie wiem jak napisać ten tekst, by pokazać, że w zwykłej codzienności, na 4 piętrze bez windy wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny, to nie muszę się tym martwić. On zawsze swą mocą dopełnia moje braki. W tym moja nadzieja jako mamy.

Justyna
(Mama Stasia, Marysi i Józka, nauczyciel akademicki)


ROZWAŻANIE 2

Postanowiłam do pięknego rozważania Justyny dodać swoje dwie obserwacje. Nie mogłam się powstrzymać...

Po pierwsze, Magnificat, będący dzisiejszym psalmem responsoryjnym, przywołuje sytuację spotkania dwóch Mam, dzielących się swoim doświadczeniem działania łaski Bożej w ich życiu, w macierzyństwie. To wydaje mi się kwintesencją naszego kalendarza adwentowego.* Przepełnia mnie wdzięczność wobec wszystkich Mam, które zechciały włączyć się w to dzielenie, czy to jako autorki rozważań, czy jako czytelniczki. Dziękuję! Dobrzę że jesteście!

Po drugie, podobnie jak Justynę, mnie też zatrzymały słowa "Pan mnie namaścił. Posłał mnie, by głosić dobrą nowinę ubogim". Jako mama - może szczególnie teraz, kiedy mam trójkę małych dzieci: niemowlę, ciężko przeżywającą pojawienie się nowej siostrzyczki, a do tego chorą na zapalenie oskrzeli dwuipółlatkę oraz megawrażliwego czterolatka - bardzo doświadczam ubóstwa. Rozumiem je jako doskwierające poczucie braku, niezaspokojonych potrzeb oraz zredukowanie do wypełniania bardzo podstawowych funkcji zapewniających przetrwanie potomstwu. Sen - a co to jest? Zjeść spokojnie ciepły posiłek? Wypić gorącą herbatę? Porządnie zadbać o wygląd w przededniu chrztu najmłodszej? Spokojnie wziąć prysznic? Marzenia! Nie mówiąc o potrzebach wyższych, łącznie z modlitwą. Przecież zawsze trzeba kogoś nakarmić, przewinąć, zetrzeć z podłogi czyjeś siuśki, podetrzeć czyjąś pupę, wytrzeć nos, otrzeć łzy, posprzątać jedzenie z podłogi (kto słyszał o baby aftering?), pomóc zasnąć, i tak dalej. A o ile bardziej stan ubóstwa przeżywają mamy doświadczające trudnej ciąży, które muszą leżeć, uważać na każdy ruch?

Wciąż stykamy się z namowami, żeby od tego, nie ukrywajmy uciążliwego, ubóstwa na różne sposoby się uwalniać, uciekać i myśleć bardziej o sobie. A Bóg namaścił Jezusa żeby mi właśnie w tym ubóstwie głosił dobrą nowinę o zbawieniu. Bardzo pragnę ją usłyszeć w zgiełku mojej hałaśliwej codzienności.

Ela Łazarewicz-Wyrzykowska 
(Biblistka. Od dwunastu lat żona Łukasza. Pełnoetatowa mama czteroipółrocznego Teosia, dwuipółrocznej Klary i siedmiotygodniowej Róży. Niegdyś mocno, obecnie nieco luźniej, związana z warszawską wspólnotą Woda Życia. Odnajduje się w Duszpasterstwie Rodzin u ojców dominikanów na ul. Freta w Warszawie.)

* Oczywiście mam nadzieję że wśród naszych czytelniczek i czytelników są nie tylko mamy!


ROZWAŻANIE 3

Moim wielkim pragnieniem jest umieć radować się i dziękować Panu za to, że jestem poczwórnie matką, żoną. Czasami jednak te dary doprowadzają mnie do skrajnie innych uczuć. Być może tym bardziej tak mocno pragnę tego, co usłyszałam w czytaniu... i nie umiem jakby zbyt często, ani się modlić, ani radować, ani czuwać, ani dziękować za to, że tak hojnie mnie obdarzył. 

Dziś usłyszałam na mszy dla dzieci (której wybitnie nie lubię) to Wezwanie do Radości - gdzieś pomiędzy ukrywaniem swojego sutka ssanego przez mojego wygłodniałego najmłodszego synka, a próbą zainteresowania mszą bardzo wynudzonego starszego syna, a uczuciem dyskomfortu, że mój mąż z resztą dzieci siedzi gdzieś daleko od nas, a tym, że jakiś chłopczyk koło nas głośno płakał i ledwo słyszałam czytanie - zrozumiałam, że to do mnie, że pośród różnych adwentowych przygotowań i starań (które marnie mi wychodzą), tym mam się zająć - po prostu pielęgnowaniem Radości mimo wszystko...

Radować się mimo wszystko...

Zostało mi kilknaście dni adwentu. Mogę zacząć od zaraz...

Czyli np. od momentu kiedy kończę suszyć włosy córce, ratuję najstarszego syna przed przeziębieniem, zaczynającym się nagle, wieszaniem prania i robieniem  kanapek na następny dzień...

Chcę zacząć od zaraz.

Ciekawe, tak na koniec... wpisałam "radość" w google. I oto co mi ciekawego wyskoczyło w Wikipedii (dalej nie szukam bo MUSZĘ iść spać):
"Św.Tomasz z  Akwinu mówił, że jest pięć sposobów na radość, czyli walkę ze smutkiem. Jest to tzw. pięć dróg radości:
    1.    Sprawić sobie jakąś przyjemność.
    2.    Wypłakać się.
    3.    Rozmowa z przyjacielem.
    4.    Kontemplacja prawdy. Tomasz mówi: "Nie ma nic przyjemniejszego od kontemplowania prawdy".
    5.    Kąpiel i sen."

Amen

Weronika Karwowska
(Mama 11-letniego Franka, 9-letniego Rocha, 6-letniej Mii i 9-miesiecznego Leona, żona Łukasza. Scenograf, malarz, kostiumograf. Blisko Dominikanów, jeszcze bliżej tradycji Modlitwy Jezusowej.)